Rzeczywistość wirtualna zawsze kojarzyła mi się ze sferą
fantastyki. Jakieś nierzeczywiste byty, sterowane przez superkomputery, zwykle czyhające
na życie niewinnych ludzi. I oczywiście superbohater, bez lęku wkraczający w
ten nieokiełznany świat, by ratować ludzkość. Pewnie to nic dziwnego, ale chyba
na zawsze wirtualna rzeczywistość będzie mi się kojarzyła z teledyskiem
Aerosmith do „Amazing” (https://youtu.be/zSmOvYzSeaQ)
i przede wszystkim z Matrix’em J
Kiedy zacząłem pracę w Vialutions postanowiłem dokształcić
się i zapisałem się na kurs z Microsoft Server. Wiele się tam nauczyłem, ale
jedną z najciekawszych dla mnie informacji było tworzenie wirtualnych maszyn, a
na ich podstawie złożonych sieci. Było to dla mnie niczym odkrycie nowego,
nieznanego wcześniej świata. Do tej pory moje wyobrażenie sieci komputerowej to
była dowolna liczba fizycznych maszyn połączona switchami, routerami i kablami
ze sobą. A tu nagle okazało się, że można taką strukturę zbudować na jednej
fizycznej maszynie. Mało tego wszystko funkcjonuje doskonale. Kiedy podzieliłem
się swoją wiedzą z kolegami w pracy, no cóż.. wyśmiali mnie i pokazali, że
właśnie tak jest zbudowana nasza sieć i mało tego, że również tym się zajmujemy,
jest to w ofercie usług Vialutions.
Człowiek uczy się całe życie, ale niektóre wiadomości stają
się natychmiast tak oczywiste, że nieprawdopodobnym wydaje się ich nieznajomość
dla innych. Tak też się stało w moim przypadku odnośnie wirtualizacji. Jednym z
jej użytecznych funkcji jest tworzenie migawek (Snaphot), zapisującego bieżący
stan danej maszyny. Wiem, jest to również na maszynach fizycznych, w formie
backupu, ale w przypadku maszyny wirtualnej wykonanie takiej migawki jest o
wiele prostsze. Dlatego, kiedy pewnego dnia mój kolega re-instalował system na
jednym z serwerów klienta i po kilku minutach zaczął kląć myślałem, że chodzi
mu, jak zwykle o jakąś błahostkę. I kiedy dowiedziałem się, że musi odtworzyć
ustawienia serwera odparłem, żeby przywrócił ostatni Snapshot i spisał je sobie.
Nie mogłem uwierzyć, że klient ma tylko fizyczny serwer, bez backupów, bez
dokumentacji, bez niczego, co mogłoby pomóc w odtworzeniu ustawień. Oczywiście
kolega poradził sobie z tym problemem, ale kosztowało go to wiele czasu i
stresu. A kto je lubi?
Od tamtego czasu na naszej tablicy na stałe zagościł wielki
napis „SNAPSHOT!” – tak ku pamięci ;)
W następnym odcinku: komu by to zlecić?
Jeśli masz jakieś pytania, uwagi, komentarze - zapraszam do kontaktu ze mną!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz