poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Chmura dla każdego.



Pamiętam moją pierwszą podróż samolotem i wrażenie, jakie zrobił na mnie widok chmur „z bliska”. Z dołu zawsze wydawały mi się strukturami dość płaskimi, nawet te wypiętrzające się, burzowe, z widoczną strukturą przestrzenną owszem robiły wrażenie, ale kiedy spojrzeć na nie z perspektywy ptaka, no cóż.. szczęka mi opadła. Ich ogrom, różnorodność kształtów i barw, ale też wrażenie niestałości, czegoś ulotnego i nietrwałego, łatwo ulegającego transformacjom.

Kiedy po wielu latach od mojej pierwszej podniebnej podróży usłyszałem po raz pierwszy o chmurze w kontekście informatycznym poczułem swoistą niepewność i z wrodzonym mi sceptycyzmem podszedłem nieufnie do tego zjawiska. No, bo co to jest ta chmura? Że jak, mam coś wysłać „gdzieś’ i liczyć, że ten obłoczek się nie rozpłynie? Słabe. Długo chodziłem wokół tematu chmur starając się go nie dotykać – bo i po co? Myślę, że nie jestem odosobniony w takim podejściu, a właściwie byłem. A co się zmieniło? Otoczenie.

Nabyłem drogą kupna smartfona. Początkowa fascynacja została zdublowana podczas jego użytkowania. A bo to wszystko pod ręką, mail dostępny i pogodę można sprawdzić, wiadomości poczytać albo książkę, bajkę dzieciom włączyć, a co najważniejsze, zawsze mam aparat fotograficzny przy sobie. Super – do czasu. Po dość krótkim czasie okazało się, że moja karta pamięci jest pełna, nic prostszego! Podłączyć do komputera i zgrać zdjęcia, łatwizna! No tak, tylko nie zawsze jest do niego dostęp, a zdjęcia i filmy robić się chce! Poza tym, jak już zrzucę zdjęcia do komputera, to nie pochwalę się nimi przy okazji imienin u cioci – klops.

No i cóż było robić. Trzeba było spróbować pobawić się tą chmurką. Oczywiście dostępne są przeróżne, a ja nie chcę się na ich temat (na razie) rozpisywać. Faktem za to jest, że zacząłem korzystać z mojej prywatnej chmury. Wrażenia? Po pierwsze byłem zaskoczony jak szybka i prosta jest konfiguracja. Po drugie byłem zaskoczony, że działa to tak szybko. Po trzecie, usiadłem z wrażenia widząc, w jaki sposób moje zdjęcia zostały skatalogowane i jak prosty jest do nich dostęp. „Nieźle” pomyślałem. Nie musiałem też długo czekać, żeby przekonać się w jak ekspresowym tempie rozwija się ta cała „chmurowa zabawa”. Mało tego widzę, że już dawno przestało to być zabawą, a stało się poważnym narzędziem.

Jak wspominałem, zawodowo zajmuję się sprzedażą i analizą IT, dlatego nie musiałem długo czekać, aby po raz pierwszy zmierzyć się z „chmurowymi” aplikacjami i możliwościami. Najciekawszy z tego wszystkiego jest fakt, iż pierwotne uprzedzenia i obawy powoli zostają zastępowane pragmatyzmem i kalkulacją. Jeszcze nie tak dawno temu znalezienie klienta, który ma już jakieś rozwiązania, albo planuje je mieć w „chmurze” było jak szukanie tej igły-co-to-się-na-polu-zgubiła. Dzisiaj takie myślenie nie jest jeszcze powszechne, ale zdecydowanie bardziej rozpowszechnione. Ciekawym aspektem „chmurologii” jest niemal dowolna jej skalowalność i możliwe kombinacje (od rozwiązań w 100% chmurowych do wykorzystywania chmur jedynie, jako backupu lub centrów obliczeniowych), o tych kombinacjach kiedyś jeszcze sobie „porozmawiamy”.

Chyba najlepszym obrazem obecnego etapu rozwoju chmur jest rosnąca ilość migracji systemów on-premise do rozwiązań „cloud’owych” lub jego hybryd, jakie realizujemy w Vialutions. Jak przypomnę sobie ten sceptycyzm z początków Azure i innych rozwiązań chmurowych, to aż żal bierze, że nie nagrywałem wtedy moich kolegów. Ale chyba taki właśnie jest żywot nowych technologii. Sprawdziłem to na sobie wielokrotnie i zapewne jeszcze nie raz będę z rezerwą przyjmował nowinki, które za chwilę staną się moim nieodłącznym towarzyszem. Ale cóż robić, w końcu z poziomu chmury już tylko jeden krok do gwiazd ;)
W następnym odcinku: Matrix jest lepszy.


Jeśli masz jakieś pytania, uwagi, komentarze - zapraszam do kontaktu ze mną!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz