środa, 12 sierpnia 2015

The Matrix has you?

Rzeczywistość wirtualna zawsze kojarzyła mi się ze sferą fantastyki. Jakieś nierzeczywiste byty, sterowane przez superkomputery, zwykle czyhające na życie niewinnych ludzi. I oczywiście superbohater, bez lęku wkraczający w ten nieokiełznany świat, by ratować ludzkość. Pewnie to nic dziwnego, ale chyba na zawsze wirtualna rzeczywistość będzie mi się kojarzyła z teledyskiem Aerosmith do „Amazing” (https://youtu.be/zSmOvYzSeaQ) i przede wszystkim z Matrix’em J



Kiedy zacząłem pracę w Vialutions postanowiłem dokształcić się i zapisałem się na kurs z Microsoft Server. Wiele się tam nauczyłem, ale jedną z najciekawszych dla mnie informacji było tworzenie wirtualnych maszyn, a na ich podstawie złożonych sieci. Było to dla mnie niczym odkrycie nowego, nieznanego wcześniej świata. Do tej pory moje wyobrażenie sieci komputerowej to była dowolna liczba fizycznych maszyn połączona switchami, routerami i kablami ze sobą. A tu nagle okazało się, że można taką strukturę zbudować na jednej fizycznej maszynie. Mało tego wszystko funkcjonuje doskonale. Kiedy podzieliłem się swoją wiedzą z kolegami w pracy, no cóż.. wyśmiali mnie i pokazali, że właśnie tak jest zbudowana nasza sieć i mało tego, że również tym się zajmujemy, jest to w ofercie usług Vialutions.

Człowiek uczy się całe życie, ale niektóre wiadomości stają się natychmiast tak oczywiste, że nieprawdopodobnym wydaje się ich nieznajomość dla innych. Tak też się stało w moim przypadku odnośnie wirtualizacji. Jednym z jej użytecznych funkcji jest tworzenie migawek (Snaphot), zapisującego bieżący stan danej maszyny. Wiem, jest to również na maszynach fizycznych, w formie backupu, ale w przypadku maszyny wirtualnej wykonanie takiej migawki jest o wiele prostsze. Dlatego, kiedy pewnego dnia mój kolega re-instalował system na jednym z serwerów klienta i po kilku minutach zaczął kląć myślałem, że chodzi mu, jak zwykle o jakąś błahostkę. I kiedy dowiedziałem się, że musi odtworzyć ustawienia serwera odparłem, żeby przywrócił ostatni Snapshot i spisał je sobie. Nie mogłem uwierzyć, że klient ma tylko fizyczny serwer, bez backupów, bez dokumentacji, bez niczego, co mogłoby pomóc w odtworzeniu ustawień. Oczywiście kolega poradził sobie z tym problemem, ale kosztowało go to wiele czasu i stresu. A kto je lubi?


Od tamtego czasu na naszej tablicy na stałe zagościł wielki napis „SNAPSHOT!” – tak ku pamięci ;)

W następnym odcinku: komu by to zlecić?

Jeśli masz jakieś pytania, uwagi, komentarze - zapraszam do kontaktu ze mną!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz