Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obieg dokumentów. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obieg dokumentów. Pokaż wszystkie posty

piątek, 9 października 2015

Procesy uniwersalne.. istnieją?!

Wnioski urlopowe, są w każdym przedsiębiorstwie. Duże, czy małe – nieważne, wszędzie je znajdziecie. Najczęściej jest to jakiś szablon dokumentu do uzupełnienia i przekazania osobie, która może go zaakceptować. Czasem jest to szereg osób, które trzeba odwiedzić, albo, którym należy przekazać odpowiedni dokument. Czasem to kwestia kilku (nastu) minut, czasem to wycieczka krajoznawcza z całym szeregiem atrakcji.

Ze względu na wszechobecność i uniwersalność tego procesu jest on zwykle wdrażany przez nas w pierwszej kolejności. Jest on na tyle wdzięczny, że skutki jego uruchomienia widać niemal natychmiast. Z drugiej strony (tej deweloperskiej) na tyle nudny, że nie poświęca się mu wiele czasu. Ot workflow, lista, czasem jakiś look-up, nic ciekawego. No dobrze, czasem zdarzają się wieloetapowe i złożone procesy akceptacji takiego wniosku, na przykład taki:



I tu można się nieco wykazać J

Chociaż do dzisiaj pamiętam pewien workflow, który po rozpisaniu zajmował niemal 6 arkuszy A3, a śledzenie powiązań i zależności było poziomem skomplikowania zbliżone do powiązań między bohaterami GoT. Ale wracając do naszych wniosków, tak sobie pomyślałem niedawno, że z puli przeróżnych procesów biznesowych można wyłuskać pewną ich ilość, które swą uniwersalnością i powszechnością, są przydatne niemal w każdym przedsiębiorstwie.


Tak powstała pewna koncepcja, która ma spore szanse na realizację. Otóż idąc tym tropem pomyślałem sobie, że gdyby istniało takie miejsce, w sieci, gdzie mogę skorzystać z takiego procesu on-line, bez konieczności wdrożenia, opracowania, itp., a przy okazji za niewielkie pieniądze… co o tym myślisz?

poniedziałek, 28 września 2015

Tag, OCR, skan.. klocki, którymi lubię się bawić!

O wyszukiwaniu i kłopotach z nim związanych miałem już okazję wspomnieć, ale oto pojawił się nowy projekt tyczący się tej materii, dlatego postanowiłem kilka słów na ten temat dorzucić.



We wcześniejszym wpisie wspominałem sytuację, a właściwie funkcję „kontekstowego” wyszukiwania w zasobach umieszonych na MS SharePoint. Ci, którzy mieli okazję wyszukiwać dokumenty w dużym zbiorze jedynie po ich treści zapewne spotkali się z sytuacją, kiedy wyniki wyszukiwania zwracane są w setkach. Wystarczy choćby wyszukać słowo „oferta” w zasobie działu handlowego, aby mieć rozrywkę z poszukiwaniem właściwego pliku przez kilka godzin. Zakładam oczywiście, że wszystkie dokumenty są „przeszukiwalne” (z braku innego słowa), w tym wszystkie skany zostały z-ocr-owane (strasznie dużo koślawych neologizmów dzisiaj). Do skanowania i OCR wrócę niedługo, ale na potrzebę chwili uznajmy, że nasz SharePoint jest w stanie „zajrzeć” do środka każdego pliku.

Niby wszystko fajnie działa, ale jak wspomniałem wcześniej jest mały kłopocik w przypadku zbyt ogólnych zapytań. Jak z tym walczyć? W świecie analogowym można by do każdego dokumentu dodawać fiszki z opisem jego zawartości. Przy czym założenie jest takie, że mamy ograniczony zasób słów, którymi możemy się posiłkować przy opisach (aby nie wprowadzać chaosu). Sytuacja nieco absurdalna z punktu widzenia wielu setek dokumentów, prawda. W świecie cyfrowym, a w szczególności w SharePoincie bez takich „fiszek” nasz zasób dokumentów wkrótce stanie się śmietnikiem. I tu pojawia się nowy termin: tag. Co to jest, ano (w dużym uproszczeniu) to nasza „fiszka”, dzięki której możemy w prosty sposób opisać zawartość dokumentu. W najprostszy sposób można to zobrazować informacjami, jakie są dopisane do każdego pliku w znanych wszystkim folderach, gdzie oprócz nazwy mamy typ, rozmiar, etc.

No dobrze, świetny pomysł! Tagowanie (czyli dodawanie tagów) to naprawdę użyteczna rzecz, tylko czy to oznacza, że muszę opisywać osobno wszystkie pliki, które chcę umieścić na SharePoincie? No cóż, jeśli ma to działać, tak! Ale ja nie mam czasu! Hmm… na szczęście tagowanie może odbywać się w pełni automatycznie lub z małą pomocą użytkownika. Jak? Ano, istnieją rozwiązania, dzięki którym pewne charakterystyczne cechy dokumentu zostaną rozpoznane automatycznie, a tagi uzupełnione zgodnie z uprzednio wprowadzonym wzorem. W praktyce wygląda to tak, że użytkownik skanuje dokument, ten po przejściu OCR jest analizowany automatycznie i kategoryzowany. Oczywiście użytkownik może całą procedurę przeprowadzić ręcznie, albo tylko zatwierdzić wynik analizy, ale lwia część pracy jest już wykonana za nas!


W projekcie, o którym po krótce tu wspominam, tworzyliśmy właśnie taki mechanizm automatycznego tagowania. Z ciekawych rzeczy dodam jeszcze, że mechanizm ów po analizie dokumentu wysyła powiadomienie do konkretnego użytkownika (np. obsługującego danego klienta), że w SharePoincie pojawił się nowy dokument i czeka na dalsze kroki. A to tylko wierzchołek góry lodowej automatyzacji pracy z dokumentami jakie stanowią nasze „typowe” zadania ;)

Zapraszam do kontaktu!

poniedziałek, 21 września 2015

Konsultacje społeczne? Komu to potrzebne?!

Załóżmy, że Vialutions przygotowało rozwiązanie dla Twojej firmy. Przeszło wszystkie testy, każdy element działa poprawnie, jest intuicyjna i „user friendly”, słowem: sukces pełną gębą! Tylko nikt w Twojej firmie jej nie używa. Co się stało? Wszyscy nadal tkwią w Excelu, albo wolą działać według starych, utartych zasad. Jak to się stało? Ano tak:

Managerowie i zarząd zdecydowali o wprowadzeniu innowacyjnego rozwiązania. Z ich punktu widzenia, wszystkie procedury i funkcjonalności zostały opisane i zaprogramowane. Długo głowili się z konsultantami, architektami i programistami jak, w najlepszy sposób przygotować rozwiązanie. W końcu zdecydowali się na jakąś wersję i poszło.

Czego zabrakło? W polityce nazywa się to: konsultacje społeczne, w informatyce, a właściwie w branży IT: nie mam pojęcia, ale tworzenie aplikacji dla pracowników przez osoby z niej niekorzystające to pewny sposób na wydanie pieniędzy w błoto i stworzenie nienajlepszego wizerunku zarządu.


Dlaczego ta historia jest nieprawdziwa? Bo Vialutions nie poszłaby na taki układ ;) Może nie jest to najlepsze podejście komercyjne, ale zależy nam bardzo, na tym aby stworzona aplikacja, czy rozwiązanie było akceptowane przez rzeczywistych jej użytkowników i przede wszystkim było używane. Czy da się połączyć zamysł zarządu z potrzebami szeregowych pracowników? No pewnie! Jak? No cóż, sprawdź nas ;)

poniedziałek, 7 września 2015

Surprise! Czyli jak zręcznie nałożyc wisienkę(-ki) na tort.

Tworzymy projekt, a właściwie portal dla szkół. Portalsłużący obsłudze kursantów/studentów. U jego podstaw leży zapytanie klienta o system, który pozwoliłby przenieść administrację szkoły z Excel’a (a jakże!) na bardziej cywilizowany grunt. No cóż, dokładnie tym się zajmujemy w Vialutions, kiedyś zastanawiałem się jak to krótko określić, nazwać? Digitalizacja procesów biznesowych? Normalizacja? Migracja do cyfrowych systemów zarządzania? Dalej zastanawiam się jak jednoznacznie i łatwo nazwać TO co robimy codziennie. Ale ad rem

Na pierwszy rzut oka taki system do zarządzania, czy administrowania szkołą nie wydaje się być skomplikowanym. Bo cóż tu mamy: kilka list (pracownicy, lektorzy, sale, klienci i kursanci), kilka bibliotek (dokumenty szkoły, opisy kursów i lekcji, materiały dla studentów), kilka kalendarzy (kalendarz kursów, rezerwacja sal, itp.). Wszystko w sam raz wpisuje się w podstawowe funkcjonalności SharePoint’a.

Ale… no właśnie, a może dodać by automatyczne generowanie: umów dla klientów, faktur na koniec okresu rozliczeniowego, raportów do księgowego i jeszcze parę innych dokumentów. No i koniecznie ograniczenia dostępów do niektórych zasobów systemu, na przykład lektorzy nie powinni mieć dostępu do danych personalnych studentów. Acha! To wszystko dostępne mobilnie i łatwo adaptowalne dla innych szkół (czytaj: rozwiązanie uniwersalne). I najważniejsze: cena! To nie może kosztować zbyt dużo.

Czy jestem zaskoczony? Ależ skąd! Z mojego dotychczasowego doświadczenia wynika, że nawet najbardziej skrupulatnie przeprowadzona analiza nie pozwala na stu procentową pewność, że w trakcie realizacji nie pojawi się coś nowego. „To taki drobiazg..”, „Z pewnością możemy to dorzucić do realizowanego projektu…”, taka niespodzianka, wisienka na torcie J



Właściwie to czasami wydaje mi się, że te wisienki są z premedytacją ukrywane na poziomie analizy, żeby… no właśnie, po co? I nie mam żadnych problemów z odkrywaniem nowych możliwości w trakcie tworzenia projektu, przy założeniu, że wspólnie mamy świadomość faktu, że każda taka „wisienka” to dodatkowa praca architekta, programisty, dewelopera, testera.. praca, która, w sposób wymierny wpływa na czas i cenę realizacji projektu ;)

Wracając jeszcze na zakończenie do wspomnianego projektu, to traktujemy go, jako wersję testową, takie nowe wyzwanie, jakie sami sobie rzuciliśmy. Dlatego, jeśli masz jakieś pomysły (wisienki J), które moglibyśmy wykorzystać, będę wdzięczny za informacje!

A! I najważniejsze J Oczywiście portal będzie dostępny w wersji szkieletowej dla każdego zainteresowanego, z możliwością dodania nowych funkcjonalności, co ważne: w tym przypadku, większość wisienek chcemy dodawać na nasz koszt J


W następnym odcinku: Solucja, czy Web Application? Oto jest pytanie!

Napisz do mnie jeśli masz jakieś pytania lub komentarze. Zapraszam do kontaktu!

piątek, 7 sierpnia 2015

Narzędzie do wszystkiego. Czyżby?!?



Zacznijmy od podstaw. Majsterkuję, lubię siedzieć w swoim prowizorycznym warsztacie, zorganizowanym w garażu. Bawię się w tworzenie drewnianych konstrukcji typu meble, czy altany – takie utylitarne hobby. Oczywiście potrzebuję przeróżnych narzędzi, są tu piły, dłuta, wkrętaki, młotki i wiele innych. Każde z nich jest przydatne w moim warsztacie, każde ma swoją funkcję i przeznaczenie. Czasem zdarza mi się użyć jakiegoś narzędzia w sposób inny niż jest mu przeznaczony, jak choćby dłuta żeby odkręcić śrubkę. Efekty? Czasem się udaje, ale czasem kończy się to długotrwałym szlifowaniem dłuta żeby odzyskało swój kształt i właściwości przynależne dłutom.

Ponieważ jestem zwolennikiem teorii, że pewne prawa są uniwersalne niezależnie od pierwotnego ich stworzenia, zauważyłem, że podobne historie dzieją się w moim świecie zawodowym. Spójrzmy przykładowo na pakiet Microsoft Office jak na grupę komplementarnych narzędzi warsztatowych. Komplementarnych, czyli takich, które są ze sobą powiązane, ale przez uzupełnianie się, nie zastępowanie. Z naszego pakietu przyjrzyjmy się szczególnie jednemu narzędziu, myślę o MS Excel.

Co to jest ten Microsoft Excel?

Microsoft Excel (pełna nazwa Microsoft Office Excel) – arkusz kalkulacyjny produkowany przez firmę Microsoft dla systemów Windows i MacOS. (Wikipedia)

Acha! Czyli jest to arkusz kalkulacyjny (trudne słowo). Ciekawe do czegóż może służyć ów arkusz kalkulacyjny?

Aplikacja jest powszechnie używana w firmach i instytucjach, a także przez użytkowników domowych. Jej główne zastosowanie to dokonywanie obliczeń (np. wydatków) zestawionych w formie tabelarycznej. W tym użyciu mają zastosowanie liczne funkcje matematyczne, finansowe i bazodanowe dostępne w programie. Istotne znaczenie ma też półautomatyczne powielanie tworzonych formuł z zastosowaniem różnych wariantów adresowania (adresowanie względne, adresowanie bezwzględne, adresowanie mieszane). Microsoft Excel służy także do tworzenia wielu typów wykresów, przydatnych między innymi w fizyce, matematyce i ekonomii. Zawiera też system zestawiania raportów z użyciem tzw. tabel przestawnych, wykorzystywany przy wykonywaniu analiz biznesowych. (Wikipedia)

Rozumiem! Czyli to takie narzędzie do przeprowadzania przeróżnych obliczeń. Wszystko jasne!! W takim razie zapiszę sobie w nim książkę adresową! Albo lepiej! Będę prowadził w nim notatki ze spotkań z klientami. Nieee! Lepiej skataloguje sobie w nim wszystkie produkty, którymi handluję, albo będę tworzył schematy blokowe i projektował procesy biznesowe! STOOOOOP! Czy widzisz tu gdzieś błąd logiczny? A czy przypomina Ci to sposób, w jaki Ty lub Twoja firma używa Excel’a? To tak, jakby kupić cały komplet narzędzi warsztatowych (nietanich) i używać tylko wkrętaka. Da się wkręcić śrubkę? No pewnie – po to on jest! A wbić gwoździa? Rączką, można! A wywiercić otwór? Pewnie, w jednym rozmiarze, ale się da! A przeciąć deskę? Przy odrobinie, no dobra: dużej determinacji, jasne! Tylko, po co inne narzędzia? A może łatwiej wbić gwóźdź młotkiem, otwór wywiercić wiertarką, a deskę przeciąć piłą?

W Vialutions niemal codziennie spotykam się z pytaniami od klientów, o możliwość przeniesienia czegoś z Excel’a do innego narzędzia z pakietu Microsoft. Tak, głównie do SharePoint’a lub za jego pośrednictwem, bo jest on takim spójnikiem, spinaczem, czy łącznikiem między wszystkimi aplikacjami Office’a. I robimy to z ochotą, ale pamiętaj: każde narzędzie ma swoje przypisane mu możliwości, więc jeśli zdecydujesz się nawrócić nie oczekuj, że młotkiem po tuningu będziesz mógł wkręcać śrubki. Tak, pokażemy Ci również jak działa wkrętak ;)

W następnym odcinku: o oswajaniu chmur.


Jeśli masz jakieś pytania, uwagi, komentarze - zapraszam do kontaktu ze mną!

środa, 5 sierpnia 2015

Ekspresowe tworzenie dokumentów, raz!



Puzzle – forma rozrywki polegająca na składaniu dużego obrazka z małych fragmentów o charakterystycznych kształtach. Za twórcę pierwszych puzzli uważany jest John Spilsburylondyński grawer i kartograf (1763 rok). (Wikipedia) 
Każdy układał chociaż raz w życiu. Mogą być proste, nawet dwu-elementowe, aż po największe na świecie:
(wpisane do księgi rekordów Guinnessa) ułożyło 1600 studentów Uniwersytetu Ekonomicznego w Ho Chi Minh w Wietnamie. Puzzle powstały 24 września 2011 i składały się z 551 232 elementów o wymiarach 2,5 × 2,5 cm każdy, zajmując powierzchnię 14,85 × 23,20 m (Wikipedia)
 Mogą przedstawiać dowolny obraz, prywatną fotografię, cokolwiek. To co je łączy, to idea tworzenia większego obrazu z niewielkich elementów. A dlaczego piszę o puzzlach? Otóż, pewnego pięknego dnia (choć tego nie jestem pewien, być może padało) spotkałem się z pewnym klientem, który potrzebował wdrożyć system tworzenia dokumentów oraz nadzorować ich obieg.

Idea polegała na stworzeniu jednolitego szablonu dokumentów dla całej firmy. Dokumentów, które mogłyby być edytowane przez wiele osób, następnie podlegałyby akceptacji osób decyzyjnych, a wynik miał być zapisywany w chroniony sposób uniemożliwiający zmianę. 

W trakcie prowadzenia analizy procesu, zaproponowaliśmy kilka udogodnień, które są dostępne out-of-the-box na platformie MS SharePoint jak również kilka funkcjonalności autorstwa Vialutions. Z pomocą w tworzeniu tego rozwiązania przyszła właśnie idea puzzli.

Umowy. Bo o takich dokumentach właśnie piszę, charakteryzują się pewnym niezmiennym układem. Mamy tu określenie stron umowy, preambułę, szereg warunków, etc. Każdy z tych elementów, choć czasem zawiera dane amienne można dokładnie opisać w formie szablonu. My o tych małych szablonach pomyśleliśmy jak o puzzlach, które, po niewielkich modyfikacjach będą tworzyły końcowy dokument.

Wyobraź sobie taką sytuację: wpisujesz do bazy dane stron, wybierasz szablon dokumentu (np. umowa o dzieło, pozew cywilny, etc.).




Do otrzymanej "mapy" dokumentu dobierasz poszczególne elementy ukałdanki, wcześniej zdefiniowane i dopasowane do poszczególnych części wybranego szablonu.



Dokument jest gotowy.

Acha! Co Ciekawe, dane wprowadzone na początku, są automatycznie wstawiane w odpowiednie miejsce dokumentu (np. nazwa kontrahenta, adresy, nip, etc.), jeśli potrzebne jest wprowadzenie danych zmiennych (np. wysokość wynagrodzenia, koszty, przedmiot pozwu, komentarze, uzasadnienie etc.), mechanizm tworzenia dokumentu sam dopomina się o ich wpisanie. Łatwe? Bardzo!

Dalej, taki dokument, w zależności od jego charakteru jest przekierowywany do odpowiednich osób decyzyjnych (np. kierownik, księgowa, prawnik, etc.), które mogą go edytować, przesłać do poprawy, nanieść uwagi, w końcu zaakceptować lub odrzucić. O czym pisałem w poprzednim poście. A co najważniejsze wszystko odbywa się zgodnie z przyjętą procedurą, ale w pełni elektronicznie i bez udziału twórcy dokumentu. Ten oczywiście otrzymuje powiadomienia o każdej operacji wykonanej na dokumencie, ale pozbywa się konieczności pielgrzymek od drzwi-do-drzwi w celu zgromadzenia odpowiednich podpisów. Jak dla mnie to wymierna oszczędność czasu, pieniędzy, energii, itp., itd... Słowem korzyść, którą można uzyskać w bardzo krótkim okresie.

Dla kogo? Właściwie dla każdej firmy, która "produkuje" dużą ilość dokumentów :) Może to być #kancelaria prawnicza, #biuro pracy tymczasowej, #agencja reklamowa zatrudniająca hostessy, czy aktorów, firma, która podpisuje umowy z kontrahentami. Przykłady można mnożyć. 

I znów zadziwienia klienta nie było końca: "To tak można?!?". Można :)

W następnym odcinku: Excel - pierwsze starcie.

Jeśli masz jakieś pytania, uwagi, komentarze - zapraszam do kontaktu ze mną!

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Re: Re: Fwr: Re: Odp: Re: Re: Frw: Re:...

Myślę, że schemat działania Vialutions nie odbiega znacząco od przyjętego powszechnie w branży IT. Aby dostarczyć potrzebne rozwiązanie skupiamy się na jak najlepszym rozpoznaniu potrzeb klienta. W ramach przygotowań do realizacji przeprowadzamy kilkustopniową analizę problemu.

Po pierwsze, zespół sprzedażowy przeprowadza analizę wstępną, na tym etapie zbieramy jak najwięcej informacji o poszukiwanym rozwiązaniu. Dalej razem z architektem i deweloperem szacujemy jego koszty i przekazujemy taki wstępny kosztorys klientowi. Po akceptacji, architekt i deweloper przygotowuje szczegółowe rozwiązanie, a klient otrzymuje je w formie analizy technicznej. Po negocjacjach (J) i akceptacji oferty przystępujemy do realizacji.

Kiedyś, pracując w firmach niedysponujących narzędziem o nazwie SharePoint, przygotowanie jednego dokumentu przez kilka osób wyglądało tak, że po tzw. „burzy mózgów”, osoba odpowiedzialna za projekt tworzyła dokument i rozsyłała go do osób zainteresowanych. Oczywiście droga mailową. Te osoby odsyłały poprawki i uwagi. Te zostawały nanoszone do dokumentu i przekazywane znów do zaakceptowania. Czy temat maila: „Re: Re: Fwr: Re: Odp: Re: Re: Frw: Re: Oferta dla firmy X” coś Ci mówi?



No właśnie! A ile czasu trwa przygotowanie takiego dokumentu? Nie chcesz o tym mówić?! Rozumiem doskonale! To tak jakby stworzony dokument mnożył się na różne sposoby, a kiedy dojrzeje wszystkie te klony wracały do Ciebie, żeby mogły być przekute na nowy i tak w koło.

Wyobraź sobie taką sytuację: „Tworzysz dokument. Umieszczasz go w miejscu dostępnym tylko dla osób upoważnionych. Wszystkie osoby upoważnione mogą go edytować. Nawet jednocześnie. Na końcu, każda z tych osób może kliknąć: Akceptuję. A Ty otrzymujesz powiadomienie, że status dokumentu zmienił się na: Gotowe!”. Fajnie, nie?!? A jak do tego dodam, że możesz podglądnąć każdą kolejną zmianę w dokumencie i ewentualnie przywrócić jej wersję z konkretnej daty? Brzmi wręcz nierealnie. Wiem, bo było to zaskoczeniem dla mnie i jest dla każdego, kto nie miał styczności z tą podstawową funkcjonalnością SharePoint’a.



Właśnie ta funkcjonalność otworzyła mi oczy na możliwości SharePoint’a w pierwszym miesiącu mojej pracy w Vialutions. Kiedy po spotkaniu z pierwszym klientem spisałem wnioski i opisałem problem, „powiesiłem” dokument na naszej platformie firmowej, określiłem zespół roboczy i.. kilka minut później otrzymałem informację, że dokument, którym zarządzam został właśnie zmieniony. Potem jeszcze raz i kolejny. A kiedy pod koniec dnia przeglądnąłem analizę odkryłem, że właściwie jest już gotowy. Kilka kliknięć i drobnych zmian edycyjnych. Voila! I to bez wysłania jednego maila J Szok.

Teraz opowiadając o możliwych rozwiązaniach, czy budując podstawy analizy z klientem wspominam o tych możliwościach widzę dokładnie takie samo zdziwienie, zaskoczenie i niedowierzanie w jego oczach. I nic w tym dziwnego. Wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni do obiegu mailowego dokumentów, ale chyba już czas dać odpocząć naszym serwerom, nie sądzisz? ;)


W następnym odcinku: zabawa w puzzle.

Jeśli masz jakieś pytania, uwagi, komentarze - zapraszam do kontaktu ze mną!

czwartek, 30 lipca 2015

Szukacie? a znajdujecie?

W niecały miesiąc od rozpoczęcia mojej pracy w Vialutions odebrałem wiadomość od klienta. Dużego klienta. Poziom ekscytacji +100. Po wstępnej analizie telefonicznej, wraz z deweloperem pojechaliśmy na spotkanie.

Kawa, woda, herbata.. pogaduszki zmiękczające o pogodzie.. w końcu przeszliśmy do konkretów. Rozmowa układała się sympatycznie, zdobywaliśmy wiele cennych informacji. Właściwie cała ta rozmowa mogłaby zostać podzielona na części i poddana osobnej analizie, bo jak dowiedziałem się w trakcie mojej późniejszej pracy zostały w jej trakcie poruszone chyba wszystkie aspekty architektury środowiska MS SharePoint, neizrozumiałe i nowe dla jego potencjalnych użytkowników. O założeniach i architekturze tej platformy kiedy indziej, przytoczę teraz urywek naszej rozmowy:

- To jak dużo danych Państwo przechowują?
- Hmm.. około 1.000.000 plików.
- Sporo. A jak znajdujecie potrzebne?
- Właściwie to nie mamy wyszukiwarki.. za każdym razem robimy to ręcznie.
- Jak to ręcznie?
- No tak! Nasza "wyszukiwarka" za każdym razem daje inne wyniki, poza tym nie potrafi wyszukiwać konkretnej treści tylko przeszukuje nazwy plików. A ponieważ nie istnieje żadna reguła ich nazywania, sam Pan rozumie...
- To jakiś koszmar!!

Dokładnie: koszmar. Nie mogłem uwierzyć, że tak duża firma, z tak rozproszoną strukturą może w ten sposób działać. Czy można coś z tym zrobić? Oczywiście! Pomijając możliwość tagowania plików, wprowadzania ich opisów, etc. SharePoint daje możliwość wyszukiwania pełnotekstowego całej swojej zawartości, czyli wszystkich plików, które są do niego wysłane.

W trakcie tej rozmowy, okazało się, że funkcjonalność na której klientowi zależało najbardziej jest dostępna "od ręki" bez konieczności wprowadzenia dodatkowych zmian programistycznych. Oczywiście istnieje możliwość ograniczania wyświetlanych wyników do tych , które użytkownik jest uprawniony zobaczyć, ale uprawnienia i możliwości z tego wynikające, to już inna bajka :)

W następnym poście: o tym jak tworzyliśmy analizę projektu.